Blog użytkownika gekon2010
Podróż po Gruzji - Batumi, część 18
Po wczorajszych jazdach śpimy nieco dłużej. Robimy spóźnione śniadanie, które równie dobrze możemy nazwać wczesnym obiadem. Wreszcie wychodzimy na spacer. Noga za nogą, bez pośpiechu (trzeba się poczuć chociaż trochę jak "będący na wczasach") przechodzimy do parku 6 Maja. Jego centralną część stanowi jezioro Nurigeli. Prawie wszystkie ławki są zajęte. W więkoszości młodzi ludzie z nieodłącznymi telefonami komórkowymi.
Takie obrazki spotkać można nie tylko we Włoszech, ale także w Gruzji, na zdjęciu: Batumi, fot. autor
Wzdłuż brzegu jeziora podchodzimy do batumskiego delfinarium. Pokazy odbywają się o 14.00 i 17.00. Osoba dorosła płaci za bilet 12 lari, czyli około 24 złotych. Mamy jeszcze trochę czasu do pokazu, dlatego spokojnie siadamy na ławce i rozmawiamy.
Batumi, park 6 Maja, fot. autor
Podoba nam się tutaj. Nadmorska atmosfera, do której mieszkając w Gdyni – mieście z morza i marzeń - było nie było jesteśmy przyzwyczajeni, bardzo nam odpowiada.
Batumi, budynek delfinarium, fot. autor
Organizatorzy otwierają bramki i wchodzimy na pokaz umiejętności delfinów. Trwa 50 minut, przez które słychać przede wszystkim krzyki zadowolonych dzieci. Ale nie tylko. Dorośli również poddają się atmosferze i głośnymi oklaskami wyrażają swoje uczucia.
Batumi, pokazy delfinów, fot. autor
Delfiny skaczą, tańczą, wyskakują na brzeg, podrzucają piłki. Widać, że z wzajemnością kochają swoich trenerów i chętnie uczestniczą w pokazach. W delfinariach prowadzone są również badania naukowe, które pozwalają nam lepiej zrozumieć te morskie ssaki. W niektórych organizuje się zajęcia delfinoterapii, która pomagają w leczeniu dzieci.
Batumi, pokazy delfinów, fot. autor
Z delfinarium idziemy na nadmorski bulwar. Musimy "tylko" przejść przez ulicę, co wcale nie jest tutaj takie proste. Pierwszy raz jak jesteśmy w Gruzji (prawie trzy tygodnie) zatrzymuje się samochód przed przejściem dla pieszych, a kierowca gestem ręki zaprasza do przechodzenia przez jezdnię. Jesteśmy w lekkim szoku, bo na ogół pieszy musi na tutejszych ulicach walczyć o życie. Dziękujemy i za moment słyszymy klakson innego niecierpliwego Gruzina, któremu widocznie w głowie się nie mieści, że pieszy na drodze ma jakieś prawa.
Na bulwarze nadmorskim w Batumi, co kilkaset metrów spotkamy takie postaci, fot. autor
A tak w ogóle kiedy już tutaj przyjedzieice musicie się przyzwyczaić do permanentnego używania przez kierowców klaksonów. Robią to praktycznie w każdej sytuacji na drodze. Im większa miejscowość, tym więcej klaksonów, a dla niektórych większy ból głowy...
Wchodzimy do knajpki na bulwarze i zamawiamy jedzenie. Mamy piękny widok na spokojne Morze Czarne. Słońce już zaszło. Jeszcze tylko odbija się od nieba czerwona poświata. Zamawiamy ostri i adżarskie chaczapuri. Z napojami kosztuje to nas 20 lari. Wiem, że jestem nudny, ale dla mnie najlepsze ostri to jest w Mestii za lotniskiem w "knajpie w zaroślach". Beatka chwali chaczapuri, ale po zjedzeniu mówi, że ma już tego dania na cały pobyt dosyć (jest bardzo syte).
Batumi, bulwar wieczorem, fot. autor
Bulwarem ruszamy na spacer. Na taki sam pomysł wpadli także inni i jest dosyć tłoczno. Palmy podświetlone są na zielono. Gospodarze nie żałują światła (czytaj: pieniędzy) na budynki i fontanny.
Batumskie fontanny, fot. autor
Dochodzimy w okolice wieży Alfabet (jeszcze nie można wjechać na górę, trwają prace wykończeniowe) i zawracamy. Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy na wysokości Bramy Morza Czarnego. Od 21.00 ma się odbywać tutaj pokaz tańczących fontann, ale ani ich nie widzimy, ani nie słyszymy muzyki. Mówi się trudno...
Batumi, okolice bulwaru, fot. autor
Bulwarem wracamy do ulicy Melikishvili, a potem nią do domu. Natłukliśmy dzisiaj trochę kilometrów. Oznacza to tylko jedno. Za moment będziemy mocno spać.
Batumi, bulwar nadmorski, fot. autor
Noc minęła nie wiadomo kiedy. Patrzymy w okno... i miny nam rzedną. Zero niebieskiego, widzimy same szarości. Przy śniadaniu zaczyna padać deszcz. Wracamy do pokoju i liczymy na to, że może się przetrze. Około 14.00 Beatka podejmuje decyzję. Idziemy na spacer!
Batumi, port, fot. autor
Z przerwami przeznaczonymi na przeczekiwanie w bramach intensywnych opadów dochodzimy do bulwaru nadmorskiego. Tam jednak nasze szczęście się kończy. Z nieba leje się woda i nie ma zamiaru przestać. Na szczęście pani sprzedająca lody pozwala nam przystanąć pod namiotem. Tak nam mija około 40 minut. Kiedy deszcz chwilowo zmniejsza się, podchodzimy do punktu informacji turystycznej.
I tak bywa w Batumi, fot. autor
Chcemy (przy lepszej pogodzie) skorzystać z rowerów, które można wypożyczyć odpłatnie z kilkunastu punktów, przede wszystkim przy bulwarze. W regulaminie usługi Batumvelo przeczytaliśmy, że poza kupnem karty za 20 lari (godzina jazdy – 2 lari), można wykupić przejazd korzystając z karty VISA (3 lari za godzinę). Okazuje się, że tak nie jest! Pomimo tego, że już we wrześniu ubiegłego roku zapewniano, że system z kartą VISA ruszy "na dniach" to jednak do dzisiaj, czyli końca września 2012 roku tego nie zrobiono. Pytamy, czy możemy na jedną kartę wziąć dwa rowery, ale okazuje się, że nie ma takiej możliwości. Jeżeli więc wybieracie się do Batumi na krótko, raczej nie szykujcie się na to, że będzie Wam dane pojeździć rowerkiem. Chyba, że kupicie kartę Batumvelo za 20 lari i będziecie jeździć tak, by spożytkować wszystkie środki (to wystarczy na 10 godzin jazdy). Niepoważne to i tyle. Miasto zdążyło się już pochwalić systemem w Travel Channel, a okazuje się, że jego integralna część po prostu nie działa i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle będzie można z niej skorzystać.
Będąc krótko w Batumi raczej nie skorzystacie z miejskiego systemu umożliwiającego wypożyczenie roweru. Zawsze można popatrzeć..., fot. autor
Deszcz coraz większy. Stoję pod daszkiem bankomatu i widzę, że pojawia się coraz więcej policji. Panowie "czyszczą" ulicę ze stojących na poboczu samochodów. Obstawiają niektóre miejsca. Wygląda to tak, jakby miał przyjechać ktoś ważny. Śmiejemy się z Beatką, że to na pewno prezydent Gruzji wreszcie chce się z nami osobiście zobaczyć.
Lody w taką pogodę raczej niewskazane, fot. autor
Kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt, metrów od informacji turystycznej wybudowano największy w Batumi wieżowiec. Nie znamy jego przeznaczenia, ale wyróżnia się tym, że wysoko, na jednej ze ścian, zamontowano młyńskie koło z kabinkami. W przyszłości pewnie wozić będzie turystów, zapewniając im wspaniały widok na miasto. Dzisiaj wielkie otwarcie. Wkręcamy się z tłum i czekamy. Mija minuta za minutą, robi się coraz chłodniej, nie ma sensu czekać dłużej. Po drodze pytamy jednego z tajniaków, kto też dzisiaj odwiedzi Batumi. Okazuje się, że przyjeżdża premier Iwane Merabiszwili, który ma uroczyście "przeciąć wstęgę". Z tego co zdążyliśmy już w Gruzji zaobserwować, to po otwarciu przyjdzie dopiero czas na prace wykończeniowe. Władza chce jednak pokazać jak zmienia się kraj. Już niedługo – 1 października 2012 roku – w Gruzji odbędą się ważne wybory parlamentarne.
Tocząc dyskurs w deszczu przychodzimy do pensjonatu. Szybka zmiana ubrania. Nasz gruziński obiad (pomidory, ser, chleb, masło), trochę siedzenia przy komputerach i to co ludzi robią najczęściej w nocy, czyli sen.
Niedzielę przesiedzieliśmy w pensjonacie. Cały dzień padało. I to ostro...
gekon2010
Ostatnia aktualizacja: 10.02.2019
Opcja tylko dla zalogowanych
Wybrana opcja dostępna jest wyłącznie dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się już teraz, szybko, łatwo i za darmo!